Przyszedl dzis do mojego dzialu list od pewnego Wietnamczyka, pisany recznie, po francusku. Niejaki Van Tung na stronie A4 przedstawia swoje dzieje, ojca ze ofiare Czerwonych Kmerow, pisze o tym, ze wprawdzie nie posiada restauracji, ale potrafi zrobic nem (taki rodzaj nalesnika czy roladki...) i mochodem napomyka o jakis kursach, prowadzonych przez nas. Zadnych detali i tak naprawde zadnego konkretnego pytania.
List wywolal na mojej twarzy zaledwie blady usmiech, ktory przerodzil sie w zaiste perlisty smiech, dopiero gdy znalazlam w dolaczonej paczce prezent: zegarek (za 65 CHF z Migrosa, rachunek jest w paczce), zolty ser Elementaler i Kulki (z miesa? Sera? bog jeden wi). Nie, to mnie przeroslo...
Teraz sie zastanawiam co z tym fantem zrobic. V. sugeruje, ze to rodzaj lapowki, wiec zegarek powinnismy koniecznie odeslac. Chyba tak zrobie. A list koniecznie musze zeskanowac...
środa, 6 sierpnia 2008
KMER
o 20:44
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz