poniedziałek, 26 maja 2008

WAKACJE

Znowu zaczyna sie powtorka z rozrywki - walka o to, kto kiedy bierze wakacje! Szwajcarzy sa na tyle religijnym czy tez leniwym narodem, ze Swieta Bozego Narodzenia sa wolne dla wszystkich (tu zapracowane matki nie biegna ze swojej szychty na zlamanie karku, by ulepic kilka dodatkowych pierogow). Tak samo 31 grudnia i 1 stycznia... ach, wyrwac im te kilka dni i pobyc w Ojczyznie troche dluzej... Trzymajcie kciuki, zeby rozgrywki byly bezkrwawe acz skuteczne!

sobota, 24 maja 2008

ODETTE Z OSKAREM

Tak sie zastanawiam nad tym Erikiem-Emmanuelmem Schmittem i dochodze do wniosku, ze sam w jednym ze swoich opowiadan przemycil diagnoze swojej prozy: to literatura dla sprzedawczyn. Owszem, plakalam rzewnymi lzami na Oskarze i pani Rozy i z przyjemnoscia polknelam w tramwaju Odette Toutemonde i inne historie oraz Male zbrodnie malzenskie, ale nie wincie mnie za to: jestem tylko slaba kobieta i kazda mocniejsza emocja wprowadza mnie wa taki stan. (Maz moj V., juz nawet potrafi antycypowac momementy wybuchu w trakcie oglania filmu i mowi Nie plakuniaj!, cytujac X.) Bo fakt faktem, Erikowi udaje sie opisac sytuacje psychologiczna bohaterow w sposob dosc wiarygodny. Postawie jego ksiazki na polce zaraz obok Coelho i Whartona.

PS. Tym razem faktycznie przeczytalam Odette po francusku i okladka nie jest przypadkiem hihi.

poniedziałek, 19 maja 2008

ROWER

Jakze milo przejechac sie polna droga na nowym rowerze, podziwiajac gaillarskie lasy, gaillarskie salaty, gaillarskie ptaszki... No wlasnie, ptaszka to bym sobie jednak darowala:(

Juz wiecej tam sama nie pojade.

Niby sa niegrozni, ale jednak jakos nieprzyjemnie mi sie zrobilo. Pamietam jak kiedys wyrzucilam podobnego goscia z windy. Popchnelam go na sciane. Wygladal tak niepozornie, biedak.

piątek, 16 maja 2008

WSZYSTKIE MOJE NIESZCZESCIA

... z ostatniego tygodnia.

N1. Czuje sie jakbym przesiadla sie z mercedesa do malucha - przeniesono mnie z mojego milego biureczka do klitki przy kopiarce, ktora sluzyla jako skladzik. Podobne traktowanie nie dotyczy jedynie mnie, bo wczesniej w owej klince rezydowal Product Manager L. dopoki nie przesadzono go na naprawde otwarta przestrzen, gdzie kazdy przechodzacy moze sobie poczytac jego maile. Mimo tej swiadomosci, tak powazna zmiana statusu spowodowala u mnie przykre uczucie deprywacji (ha, sie pamieta z tekstow na socjologii;) a takze pewne objawy demotywacji (drzenie rak, przymykanie oczu w sensie doslownym, gonitwa mysli na tematy niezwiazane z organizacja w zaden logiczny sposob).

N2. Kenny, ktory oferowal calkiem przyjemny apartament w Genewie za przystepna cene, okazal sie byc oszustem. Kiedy wyslalam do niego kolejnego maila, dostalam informacje z yahoo, ze jego konto zostalo zablokowane. Przygnebiajace.

N3. Pewien uczestnik kursu z Etiopii, wyraznie ceniac sobie kraglosci, skomplementowal pewna czesc mojego ciala, ktora uwazam za najmniej udana, a wrecz felerna. Na dodatek nie przestawal mnozyc swych spostrzezen. Zamknal sie na chwile, kiedy powiedzialam, ze "nie czuje sie komfortowo", kiedy tak bredzi. A moglam pogrozic mu policja - niech odpowiada za sexual harassment... W siedzibie kanadyjskiej ktos sie musial ostro tlumaczyc za uzycie okreslenia "sweety" w stosunku do kolezanki!

Zeby chociaz skomplementowal moje piwne oczy. Albo wygladal jak George Clooney.

wtorek, 13 maja 2008

ITALIA

4-dniowy weekend - to sie nie zdarza zbyt czesto! Postanowilismy zwiedzic polnocne Wlochy, niezbyt daleko od domu, zeby nie spedzic za duzo czasu w podrozy, ale na tyle daleko, zeby wymazac z pamieci obraz szwajcarskiego porzadku.


Pierwszy przystanek - TURYN

Celowo pozwolilismy sobie na pewna beztroske i nie zaplanowalismy dokladnej trasy i noclegow. W razie czego mielismy spiwory i siedzenia naszej czerwonej renowki, gotowe do sluzenia nam jako lozka. I tak to, po calym dniu zwiedzania Turynu, zaczelismy obdzwaniac Bed&Breakfast w okolicy. Bardzo ladnie mowilismy po wlosku, jako ze najczesciej byl to jedyny jezyk, w ktorym porozumiewali sie wlasciciele (due, si, si, due, grazia). Kawka zaczela sie powoli konczyc, a my nie moglismy znalezc nic wolnego. W koncu w punkcie informacyjnym panie znalazly nam CAV, czyli "apartament letni" - ach, dla nas luksus! Zaopatrzylismy sie w szamponiki i mydelka na caly wyjazd!



- Troche jak Nowa Huta - stwierdzil V. (po polsku), kiedy oczom naszym ukazal sie powyzszy obrazek.



Rewelacyjne Muzeum Kina. Czy ktos slyszal o Hannie Schygulli?? To nieco polsko brzmiace nazwisko pojawialo sie najczesciej! Z filmow polskich, o dziwo, nie bylo zadnej wzmianki o Rejsie, Misiu, czy innych polskich arcydzielach... Udalo sie przebic tylko Wajdzie z Czlowiekiem z zelaza.

Przystanek drugi - KLASZTOR S. MICHELE


Urocze miejsce, czesciowo jeszcze z XII wieku.

Przystanek trzeci - GENUA

Mieszkalismy w pieknym, starym mieszkaniu z mozaika na podlogach i widokiem na stare miasto i na morze. Sledzilo nas na kazdym kroku rude kocisko, ktore wchodzilo nawet do bidetu...


Poogladalismy takze dziwne zwierzeta w najwiekszym europejskim Aquarium...




Stary Port rozlozyl mnie na lopatki. Wtedy przyszla mi dziwna mysl do glowy, ze moglabym sie przeprowadzic gdzies w poblize, ale na szczescie zaczelismy szukac restauracji w pobliskich zaukach i... (dalszy ciag nastapi)



- Troche jak Indie - trafnie zawyrokowal moj maz. Chociaz w Indiach nie bylo kurtyzan na kazdym rogu. Za to byly krowy. I jakos odechcialo mi sie przeprowadzki.

Przystanek czwarty - PORTOFINO

We mgle zginęło Portofino W zaroślach ostro krzyknął ptak W zatoce księżyc się rozpłynął I w Portofino szeptałam tak, tak - zawodzila Slawa Przybylska. Dzieki marketingowi spiewanemu placi sie obecnie 5 euro/h za parking! Ale przynajmniej mozna zagladnac Berlusconiemu do ogrodka.


Przystanek piaty - CINQUE TERRE (MONTEROSSO):

Ludzie wszedzie sa tacy sami. Nasze zakopianskie goralice, baby kute-bite, negocjujace kazda zlotowke za lokum, maja swoj wloski odpowiednik. Cena w Villi wprawdzie byla stala, ale podejscie do klienta podobne. O 10:00 kiedy w marynarskich ubrankach z recznikiem na reku wyruszylismy na plaze, wlascicielka kazala nam sie spakowac i wyniesc. Zadnej propozycji, zeby chocby zostawic sobie rzeczy na pare godzin - nic z tego! Chociaz tyle, ze samochod zostawilismy na ich parkingu, ignorujac skutecznie zblizajacego sie wlasciciela... Pewnie by tez nas wyrzucil, ale nie mial jak nas zawolac, bo po wlosku nie rozumiemy, a on w zadnym innym jezyku nie potrafi:)


Ach, i jeszcze jedno: nawet we Wloszech mozna dostac ODGRZEWANA pizze!


BABCIA

Znowu z rana natknelam sie na polski akcent: babcia uratowala prawie 3000 dzieciakow z getta warszawskiego...
Le Bleu Matin, 13.05.2008

czwartek, 8 maja 2008

LUNCH PO POLSKU

Dobrze czasem zjesc sobie obiad (no bo przeciez nie lunch!) narzekajac sobie po polsku z kolezanka z pracy. Ten piekny, jakze zdrowy i jakze potrzebny organizacji jako takiej, krytycyzm... Kolezanka R. pracuje tu nieco dluzej niz ja i obserwacje ma iscie pesymistyczne. Podobaly mi sie zwlaszcza historie z oceny rocznej pracownika. Pracownik ma nie tylko wywiazywac sie sie swoich obowiazkow, ale aby dostac podwyzke, musi byc takze WIDOCZNY. Tak, niby sprawa latwa, kiedy od swiata odgradza cie byle scianka, ale jednak nie tak latwo sprawic, by wszyscy cie znali... Mozna przechadzac sie w strojach ekstrawagackich (bez strojow?), mozna przejsc sie po 5 pietrach i podac kazdemu prawice, mozna... mozna wiele, ale interesuje mnie W JAKI SPOSOB sie sprawdza owa widocznosc? Czy wysyla sie ankiety ze zdjeciem osobnika do wszystkich z zapytaniem: czy ta osoba pracuje w naszym biurze ? (mozna wyslac pakiet zdjec wraz z osobami z ulicy, zeby respondenci nie poszli na latwizne). Swoja droga, to przypomina "konkurs" na obywatelstwo. Zeby dostac obywatelstwo szwajcarskie, trzeba zglosic swoja kandydature i wszyscy sasiedzi glosuja, czy aby na pewno sobie tego zycza. Ot i demokracja!

środa, 7 maja 2008

PODOBIENSTWA

Nie wiem, czy to taki etap stanu swiadomosci emigranta, ale ostatnio dostrzegam coraz wiecej podobienstw miedzy ludzmi tutaj i w Polsce - dzieki temu daje im szanse i zaczynam ich lubic. Najbardziej mnie ujal jeden z trenerow - moj ojciec jak zywy! Podobna postura, podobne, nieco brytyjskie, poczucie humoru... Ma szczescie, ze natura tak go stworzyla, od razu jestem milsza! (i tu sie moj tatus na pewno zdziwil:)

poniedziałek, 5 maja 2008

LODY LAWENDOWO-MIODOWE


Annecy to francuskie miasteczko okolo godziny od nas. Slynie ze sportow wodnych (my rowniez uprawialismy sport wodny, a mianowicie V. pedalowal na rowerku wodnym, a ja opalalam lydki ostrzegajac go przed nadciagajacymi statkami) i lodow. W zyciu nie jadlam takich dziwacznych smakow - lawendowo-miodowe przebily wszystko!

DUMNE GARDLO



LES GORGE DU FIER (Gardziel dumy???;) - 10 km od Annecy (Haute-Savoie, Francja)

czwartek, 1 maja 2008

SZEF KARMI

Nasz top management jest w dalekiej Kanadzie, ale od czasu do czasu przyjezdzaja na nasza prowincje, sprawdzic co tam slychac u maluczkich. I nawet zapraszaja nas na calkiem mile kolacyjki. W porownaniu z H. kontakt z szefostwem jest dosc marny. Jestem tu od miesiaca i tak naprawde dopiero wczoraj ktos zechcial poswiecic mi czas i opowiedziec o organizacji w troche szerszej perspektywie, niz tam jest kafeteria, a tu twoj system, rozkmin go sobie sama.

Tak, ciekawe tylko na ile mnie te ich opowiesci beda dotyczyc, skoro moj kontrakt konczy sie w styczniu...