Ten sam Morgan Spurlock, ktory nie tak dawno obzeral sie do nieprzytomnosci w Super Size me, teraz wybral sie na wycieczke po krajach muzulmanskich. Po co? Po to, zeby znalezc Bin Ladena, no a po co by innego.
W Egipcie, Maroku, a nawet Afganistanie czy Pakistanie, ludzie Osamy nie lubia. Bo krwawy, bo nie tak islam nakazuje, bo wykorzystuje ich dla swoich celow. Im zalezy na edukacji dla dzieci, na tym, zeby miec studnie, cos do jedzenia. Sa tez inni, dla ktorych Osama to bohater. Zreszta, nie chodzi o Bin Ladena, bo to tylko symbol.
Szkoda, ze w Where in the World Is Osama Bin Laden? zabraklo opinii, ktora jest dosc powszechna, ze 11 wrzesnia, to tylko odpowiedz na agresje USA wobec muzulmanow i nie rozpatruje sie jej w kategoriach moralnych. Bo przeciez nie ma niewinnych. Opinia, z ktora spotkalam sie na zywo i ktora zawsze mnie szokuje.
poniedziałek, 24 listopada 2008
NA TROPIE
piątek, 21 listopada 2008
MELEX
Lata temu powiedzialam koledze, ktory zaczal studia w Krakowie, ze najwiekszy obciach to zginac pod melexem. Kolega zrozumial, ze to mniemanie powszechne w naszym miescie i doradzal swoim kumplom z roku, zeby jak juz pod cos sie rzucac, to juz raczej pod mercedesa.
I tak powstaje tradycja.
niedziela, 16 listopada 2008
RUSKI RAJ - EGIPT
Gdzie jechac w listopadzie, kiedy szefowa w koncu laskawie zaaprobowala tydzien wakacji? O Europie mozna zapomniec, na Haiti za daleko, wiec zostaje... Egipt. No tak - wszyscy jezdza do Egiptu na last minute, to czemu my tez nie?
SHARM EL SHEIHK - WAKACJE W AQUA PARKU
Hotel na hotelu hotelem pogania. To krotka charaterystyka Sharm el-Sheikhu. Nie zebym narzekala. Dobrze mi tam bylo. Masaze egipskie, pilingi kokosowe, sauna, jacuzzi..., nawet silownia (ale to juz nie nalezy do kategorii przyjemnosci).
Po obu stronach hotelu - baseny i zjezdzalnie jak w Aqua Parku. Dobra odmiana po morskich falach, ktore w chwili nieuwagi porywaja glebiej i glebiej.
DAJ MI OKULARY
Gdzies przeczytalam, ze beduini maja bardziej bogate konta niz my, ale lubia ten swoj styl zycia, te swoje wileblady i piasek i wcale nie zamierzaja ich zamieniac na luksusowe wille. Kto wie.
Po pol godzinnej przejazdzce na wielbladzie i ciaglym odpowiadaniu na pytania malych beduinek "daj mi gume do zucia", "a pieniadze?", "daj mi okulary", przyjeli nas calkiem europejskim posilkiem gdzies na srodku pustyni Senai.
Wykorzystujac nasze zmeczenie usilowali sprzedac nam nanizane dziecinnymi raczkami koraliki po kilka dolarow.
Wczesniej tylko plywalam z maska (sprawdzilam w wikipedii, ze piekna polska nazwa brzmi... snorkling), za to trzymajac za raczke meza, co bylo o niebo bardziej romantyczne.
Taki napis znalazlam na jednym ze sklepow. Napisow po polsku jest bez liku, choc tych po rosyjsku jeszcze wiecej. Czlowiek przystaje na sekunde, zeby przeczytac notke i wpada w lapy sprytnego sklepikarza-marketingowca. A wyrwac sie juz trudno. Sprzedawca zagaduje po polsku, mami chrzaszczem w Strzebrzeszynie, i zupa zebowa. Robi za darmo maseczke, masaz dloni, podaje herbatke, pokazuje hurraoptymistyczne wpisy rodakow (odzielne przegrodki dla Polakow, Rosjan, Czechow, Niemcow, Anglikow...). Kobiete obsypuje komplemetami, wykorzystujac jej proznosc, slawi jej urode, podziwia cere. Negocjuje cene z mezem. Jest dowcipnie, sympatczynie... i po dwoch godzinach budzisz sie z perfumami Krolowa Egiptu, mlekiem wielblada, rozlicznymi fiolkami (gratis) i paroma dolarami mniej....
PRET-A-PORTER, CZYLI KTO UBIERA NOWA HUTE
Krasawice roznej masci wciskaly sie w szpilki i prezentowaly dumnie to, czym ich mniej lub bardziej hojnie pan bog obdarzyl przede wszystkim w czasie kolacji. Wszystkie je laczy jedno: elegancja. Rosyjska. To troche jak demokracja ludowa, albo krzeslo elektryczne.
Zasada numer jeden jest "wszystko zloto, co sie swieci". Kolczyki, bluzki, torbeki, buty ociekaja zlotem. W skromniejszym wydaniu srebrem lub migaczacymi cekinami.
Zasada numer dwa jest "od przybytku glowa nie boli". Sukieneczka w kwiatki swietnie pasuje do rajstop w kwiatki zupelnie inne, a buty w kropki podkreslaja jedynie unikatowosc kreacji.
Zasada number trzy: "biale kozaki sa dobre na wszystko". To, co ze nie ma jeszcze takiego powiedzenia. Niedlugo bedzie. A trendseterki z Nowej Huty beda niosly dobra nowine, powoli, bo ciezko sie idzie na szpilach, no i goraco troche, zwlaszcza letnia pora, ale w koncu dojda i do Centrum. A wtedy drzyjcie...
piątek, 7 listopada 2008
KONCERT
Wystrojona w nowa mala-czarna z przeceny stanelam na bramce sprzedajac bilety na koncert fortepianowy Pana Piszczela w wokalem swiatowej slawy Pani Slusznych Rozmarow. Okazja nie byle jaka: odzyskanie niepodleglosci przez nasz kraj Ojczysty. Polakow przyslo niewielu, za to licznie stawili sie przedstawiciele Towarzystwa Niemieckiego. Cieszy, ze chca z nami swietowac wlasnie dzis, w koncu dla nich to byle pewnego rodzaju strata.
Od samego poczatku czulo sie drobny konflikt miedzy pracownikami Misji Polskiej i Stowarzyszeniem Polakow. Nasze VIPy nie zostaly dopisane na liste gosci, zaproszonych na koktail. "Wy nie wpuscicie naszych, to my zamkniemy drzwi i nikogo nie wpuscimy" - rejtanowsko sie postawila E. Coz, w koncu VIPy nie zaszczycily nas obecnoscia i konflikt sie rozwial.
Spiew jak dzwon Pani Slusznych Rozmiarow rozbrzmiewal do muzyki roznej, niekiedy... trudnej dla niewyrobionego ucha, jakim moje ucho moje (zarowno prawe, jak i lewe, nie wyrobione nic a nic). O ile Wagner po niemiecku brzmial rewelacyjnie, to przy Lutoslawkim modlilam sie o przerwe. Wolalam juz wtedy wsluchiwac sie w gre Pana Piszczela, ignorujac wokal...
A po koncercie koktail z mini-kabanoskami powstykanymi do glowki kapusty, kolorowymi przekaskami i winem. Kelnerzy radzili sobie z otwieraniem butelek, ani razu nie wpychajac korka do srodka, ani nawet nie wyciagajac wiertel. Przy okazji rozmowy z mlodymi dyplomatami jezykiem nader wyszukanym, zeby nie powiedziec napuszonym...
PS Pani Slusznych Rozmiarow byc moze i jest znana w swiatku altu i mezzasopranu, ale skoro nie ma swojej notki w Wikipedii, znana nie jest. (Wpis w kilku glownych jezykach pozwalalby zakwalifikowac ja do slaw.)