niedziela, 16 listopada 2008

RUSKI RAJ - EGIPT

Gdzie jechac w listopadzie, kiedy szefowa w koncu laskawie zaaprobowala tydzien wakacji? O Europie mozna zapomniec, na Haiti za daleko, wiec zostaje... Egipt. No tak - wszyscy jezdza do Egiptu na last minute, to czemu my tez nie?

SHARM EL SHEIHK - WAKACJE W AQUA PARKU

Hotel na hotelu hotelem pogania. To krotka charaterystyka Sharm el-Sheikhu. Nie zebym narzekala. Dobrze mi tam bylo. Masaze egipskie, pilingi kokosowe, sauna, jacuzzi..., nawet silownia (ale to juz nie nalezy do kategorii przyjemnosci).

W Hotelu jest sporo kwiatow, ba, jest nawet zielona trwa przy Recepcji. Nikt nie depcze zieleni. Pustynia za ogrodzeniem uczy szacunku. Jeden z barmanow, jak ogladal zdjecia zielonych wzgorz francuskich w Geo, zapytal: jak te rzeczki plyna do morza. Ciezko mu bylo zrozumiec, ze zadnych rzeczek nie ma w poblizu. Deszcze mamy, deszcze.

Po obu stronach hotelu - baseny i zjezdzalnie jak w Aqua Parku. Dobra odmiana po morskich falach, ktore w chwili nieuwagi porywaja glebiej i glebiej.

Do morza w tym miejscu trzeba zejsc z mola, bo przez kilkadziesiat metrow glebokosc siega kostki. Na dnie wyleguja sie rozgwiazdy i inne zwierzatka. Jakos nie ma sie ochoty po nich chodzic, wiec molo jest niezlym rozwiazaniem.


DAJ MI OKULARY

Gdzies przeczytalam, ze beduini maja bardziej bogate konta niz my, ale lubia ten swoj styl zycia, te swoje wileblady i piasek i wcale nie zamierzaja ich zamieniac na luksusowe wille. Kto wie.

Kamienna pustynia. Gdzieniegdzie krzak (chyba z tych gorejacych), a czasem nawet oznaki cywilizacji: plastikowe butelki. I od razu jak w domu (ze wzgledu na butelki, nie krzak).

Po pol godzinnej przejazdzce na wielbladzie i ciaglym odpowiadaniu na pytania malych beduinek "daj mi gume do zucia", "a pieniadze?", "daj mi okulary", przyjeli nas calkiem europejskim posilkiem gdzies na srodku pustyni Senai.

Kto by sie wybieral na pustynie jak prazy slonce? V. zrobil to ujecie usilujac nie spasc ze swojego wielblada. Lub nie zemrzec ze smrodu, bo nasz biedny zwierzaczek problemy gastryczne mial...

Wykorzystujac nasze zmeczenie usilowali sprzedac nam nanizane dziecinnymi raczkami koraliki po kilka dolarow.

Ta mala wydebila gumy do zucia o smaku truskawkowym.

RYBKA NEMO ZYJE!

Wierzcie, czy nie, ale i ja wbilam sie w stroj nurka, zarzucilam na plecy butle i hop do wody! A tam juz grzecznie z panem instruktorem za raczke obserwowalam ukwialy, rybki papuzie i inne cuda.


Trwa prezentacja: Francuzka spotkala Francuza. Jednego z niewielu w tym rejonie, wiec radosc byla wielka.

Wczesniej tylko plywalam z maska (sprawdzilam w wikipedii, ze piekna polska nazwa brzmi... snorkling), za to trzymajac za raczke meza, co bylo o niebo bardziej romantyczne.


Tam plywalam... Zdjelam zbedne obciazenia i radosnie pluskalam sie w Morzu Czerwonym (Ha, Morze Czerwone - zaliczone. Nie wiem, czy wiecie, ze kolekcjonuje zborniki wodne (te duze). W tym roku udalo mi sie po raz pierwszy zaliczyc Ocean Atlantycki. Kilka lat temu, zupelnie nieoczekiwanie, Morze Polnocne...)


TANIEJ NIZ W BIEDRONCE

Taki napis znalazlam na jednym ze sklepow. Napisow po polsku jest bez liku, choc tych po rosyjsku jeszcze wiecej. Czlowiek przystaje na sekunde, zeby przeczytac notke i wpada w lapy sprytnego sklepikarza-marketingowca. A wyrwac sie juz trudno. Sprzedawca zagaduje po polsku, mami chrzaszczem w Strzebrzeszynie, i zupa zebowa. Robi za darmo maseczke, masaz dloni, podaje herbatke, pokazuje hurraoptymistyczne wpisy rodakow (odzielne przegrodki dla Polakow, Rosjan, Czechow, Niemcow, Anglikow...). Kobiete obsypuje komplemetami, wykorzystujac jej proznosc, slawi jej urode, podziwia cere. Negocjuje cene z mezem. Jest dowcipnie, sympatczynie... i po dwoch godzinach budzisz sie z perfumami Krolowa Egiptu, mlekiem wielblada, rozlicznymi fiolkami (gratis) i paroma dolarami mniej....

Kanarek (tak ma podobno na imie) nauczyl sie polskiego od turystow. Jest naprawde niezly. Jedyny problem, ze usilowal skrasc calusa, kiedy mis nie patrzyl a takze probowal sie przykleic kiedy robilismy sobie zdjecie. Fuj. Potem sie okazalo, ze to normalka i musze sie ostro hamowac, zeby w twarz nie dac. Za to pare razy wyszlam trzaskajac drzwami.


PRET-A-PORTER, CZYLI KTO UBIERA NOWA HUTE

Krasawice roznej masci wciskaly sie w szpilki i prezentowaly dumnie to, czym ich mniej lub bardziej hojnie pan bog obdarzyl przede wszystkim w czasie kolacji. Wszystkie je laczy jedno: elegancja. Rosyjska. To troche jak demokracja ludowa, albo krzeslo elektryczne.

W pawilonie na zdjeciu jadalismy. Nie malo, poniewaz all inclisiv do diety nie zacheca. Sie zaplacilo, sie je.

Zasada numer jeden jest "wszystko zloto, co sie swieci". Kolczyki, bluzki, torbeki, buty ociekaja zlotem. W skromniejszym wydaniu srebrem lub migaczacymi cekinami.

Zasada numer dwa jest "od przybytku glowa nie boli". Sukieneczka w kwiatki swietnie pasuje do rajstop w kwiatki zupelnie inne, a buty w kropki podkreslaja jedynie unikatowosc kreacji.

Zasada number trzy: "biale kozaki sa dobre na wszystko". To, co ze nie ma jeszcze takiego powiedzenia. Niedlugo bedzie. A trendseterki z Nowej Huty beda niosly dobra nowine, powoli, bo ciezko sie idzie na szpilach, no i goraco troche, zwlaszcza letnia pora, ale w koncu dojda i do Centrum. A wtedy drzyjcie...

Brak komentarzy: