Mojej kolezance z pracy snila sie przejazdzka rollercoasterem przy nie zapietych pasach. Jej mozg nieco przesadzil, ale sens zachowal az nadto: w naszej organizacji poczucie stabilizacji przypomina nieco to z zepsutego wesolego miasteczka.
Kryzys. Tak, wszyscy o nim trabia. Tniemy koszty na kazdym kroku, nikt sie nie przejmuje jakoscia, byle tylko wiecej wyrwac od klineta, od pracownika. W porzadku, ich wybor (i tu konczy sie moja identyfikacja z organizejszyn). Zwolnienia pracownikow sa wpisane w stan wyjatkowy, w jaki jestesmy - nigdy nie sa przyjemne, ale czasami trzeba sie z nimi pogodzic. Jeszcze nie zamierzam zakladac zwiazku zawodowego... jesli nie chodzi o same zwolnienia, to o co chodzi? O sposob traktowania pracownikow, o komunikacje i... o brak jasnego planu na przyszlosc.
O ile w moim przypadku, przynajmniej nie moge mowic o oszustwie, bo od razu zaproponowano mi kontrakt na 10 miesiecy i na taki sie zgodzilam, to inni zostali po prostu oszukani. Stala praca, dla ktorej ludzie porzucali swoje stanowiska, kraje, mieszkania, zony i psy, to byl pic na wode. Jak juz ktos potwierdzil, ze chce pracowac, okazywalo sie, ze pierwszy kontrakt, ktory podpisuja jest na 6 miesiecy, a dopiero drugi bedzie na prace stala. Na 99%. Po 6 miesiacach scenariusze sa rozne: mail od HR na dzien przed wygasnieciem kontraktu z informacja, ze jutro do pracy fatygowac sie nie trzeba; przedluzenie konraktu na kolejne 6 miesiecy ze zmniejszona pensja; brak informacji az do konca, po czym enigmatyczne stwierdzenie, ze szanse zatrudnienia sa 50-50 a wiedziec bedziemy do dwoch tygodni.
Od trzech dni H. siedzi w domu i czeka, czy Pan i Wladca Organizejszyn podpisze jej kontrakt, czy nie. Szuka czegos innego w miedzyczasie, ale jesli bedzie mogla wrocic, to wroci. Podobno za 10 dni ma cos wiedziec.
Bezposredni wplyw przyszlosci H. na moje zycie jest taki, ze z osob czterech w taszym teamie zostana 2, a ilosc pracy taka sama. Plan na 2009 tez zaklada 4, minimum 3, osoby. Od srody zaczelam spisywac skrupulatnie nadgodziny bo to jest chyba jedyny sposob na pokazanie, ze pracy jest za duzo dla dwoch osob. Dopoki nie beda za to placic, bedzie im sie wydawalo, ze wszystko jest w porzadku. A nie jest.
Dodatkowo oznacza to dla nas brak wakacji, ktore planowalismy z V. w listopadzie. Na temat swojego kontaktu nie bede pewnie wiedziala nic do 17 stycznia... I znowu czeka mnie wysylanie cv i listow, w ktorych moge umotywowac cokolwiek.
sobota, 4 października 2008
JAZDA BEZ TRZYMANKI
o 19:02
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz