W miescie odzylam. Uspokaja mnie swiadomosc, ze w obrebie 100 metrow sa:
- 3 supermarkety, z czego jeden otwarty w niedziele,
- 4 salony pieknosci (na razie nie korzystam, ale kto wie, moze bedzie trzeba...),
- 1 sklep z wedkami,
- 1 dla kobiet w ciazy, o wdziecznej nazwie "Ochota na truskawki", bo frankofonki przy nadziei wcale nie maja ochoty na ogorki, jak prymitywne polskie ciezarne
- 1 centrum jogi (za tydzien zacznam stanie na glowie; na razie przysypiam sobie na relaksacji...)
- 2 kina, 2 teatry
- sympatyczne knajpki
a takze 5 linii tramwajowach...
Czy brakuje mi wiejskiego pejzazu Gaillard? Rzedow salat, rzeki, lasu? Nie. Nie brakuje. Pod oknami plynie nam rzeka Arve, z uroczymi wodospadami, ktore sa na tyle daleko, ze nie zagluszaja naszych rozmow. Gory, ktore widzialam z gaillarskich okiem, widze teraz jak stane na balkonie i zwroce sie w lewo. Miasto to jest jednak moj zywiol. Przynajmniej na razie.
A oto kilka zdjec spod domu:
środa, 22 października 2008
JESTEM Z MIASTA
o 22:24
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz