Pamietam ten dzien, kiedy Mama przyniosla na rekach drzacego jamnika - tylko na kilka dni, bo nie mial sie nia kto zajac przed Swietami. Stad imie - Minutka, w skrocie Nutka. Z tej minutki zrobilo sie 14 lat. Pol mojego zycia.
W Nutce podziwialam niezlomny charakter: planowala w swoim psim umysle dokladnie kroki i czekala na wlasciwy moment, by swoj plan zrealizowac. Wskoczyc po krzeselkach i zjesc szynke ze swiatecznego stolu jak nikt nie patrzy. Przesunac sie na poduszke, w chwili nieuwagi spiacego domownika i wtulic pyszczek w zaglebienie szyi.
Nutka byla tez niezwykle utalentowna komunikacyjnie: do perfekcji opanowala informowanie nas o swoich potrzebach (jak chocby rytmicznie poruszanie lapka w pustej misce).
Nusia nie lubila zostawac sama w domu. Swoja frustracje wyrazala tak jasno, ze nie mielismy zadnych watpliwosci, ze sami sobie jestesmy winni zostawiajac ja sama na pastwe pustego domu. Z poczuciem winy przyklejalismy wiec kolejne kawalki tapety, zeby ukryc systematycznie poglebiajace sie dziury w scianach przedpokoju. Nie bylo tego zlego - dzieki Nusi czesciej odswiezalismy dizajn naszego mieszkania, remontujac i kupujac nowe meble.
Nie kazdy wie, ze miloscia Nutki byly... koty. Nie, nie w sensie w jakim kochal koty Alf. Nutka palala do kotow miloscia czula, wrecz matczyna. Kiedy widziala kocie, swiecily jej sie jej czarne slepka i rzucala sie by ja tulic do swych jamniczych lapek. Niestety: pozbawione empatii koty zle odczytywaly jej intencje, uciekaly po firankach, albo straszyly ja pazurami. Coz za nieporozumienie i osobista tragedia Nutki... Dobrze, ze choc w domu rodzinnym obdarowana byla dawna milosci, ktora mozna bylo obdzielic sfore jamnikow.
Jak wszyscy wielcy ludzie (i wielkie zwierzeta) swoim zachowaniem zdarzalo jej sie wzbudzac kontrowersje. Przeciwnicy wymyslali obelzywe pseudonimy, ktore jednak nigdy do niej naprawde nie przylgnely. (Phi! Predator, tez cos!)
***
Dom bez Nutki nie bedzie juz taki sam. Gdzieniegdzie natkniemy sie jeszcze na jej zielony plaszczyk podszyty flanelka w kratke, na metalowa miseczke (plastikowych nie lubila, sa takie nieeleganckie..), na ulubione kocyki i baranka, ale nigdzie nie bedzie juz jej mordki, jej uklapnietych uszek, zlamanego ogonka, ciemniejszej pregi na grzbiecie. Nie bedzie szczekania - wiecznego wolania o kolejny kasek z talerza (zgodnie z zasada ze z czyjegos talerza wszystko smakuje lepiej). Nikt nie bedzie wystawal na parapecie, zeby ogladac co sie dzieje na osiedlu, brudzac przy okazji szybe noskiem. Nikt nie przylgnie jednym boczkiem do nogi, dbajac by pyszczek lezal na drugim domowniku, zeby nikt nie czul sie opuszczony...
niedziela, 12 października 2008
NUSIA
o 22:28
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
....
....
....
No dobra. Zmilczę.
Ach.. znalazłam taki wierszyk i nie mogłam się powstrzymać. Vinc mógłby się nauczyć w wolnej chwili.
A tymczasem ode mnie dla Nutki:
JAMNIK
W grząskich trzcinach i szuwarach kroczy jamnik w szarawarach, szarpie kłącza oczeretu i przytracza do beretu, ważkom pęki skrzypu wręcza, traszkom suchych trzcin naręcza, a gdy zmierzchać się zaczyna z jaszczurkami sprzeczkę wszczyna, po czym znika w oczerecie w szarawarach i berecie....
Prześlij komentarz