Ostatnio zlapalam sie na tym, ze szlam miastem i czulam sie zadowolona z zycia. W zimie mi sie to nie zdarzalo zbyt czesto. Dochodze do wniosku, ze jestem meteopatka. Moglo byc gorzej - tyle jest innych - patow na tym swiecie...
Oto lista przyjemnych rzeczy z ostatnich dni:
- slonce w koncu sie przedarlo przez poklady alpejskich chmur i przez dwa tygodnie nie dawalo za wygrana
- kolejne plaze odkryly przede mna swe uroki: Baby Plage (plaza z piaskiem dla dzieci - faktycznie bylo na niej troche maluchow, ale sie nie przejelam zbytnio. Wsluchiwalam sie w glowy dwoch kobiet mowiacych po polsku, a potem w slowicze glosy kilku zmeczonych zyciem rodakow, spozywajacych napoje alkoholowe tuz obok); plaza w Hermance (zaraz kolo Genewy, mozna sie schronic w cieniu drzew)
- kobieta wychodzaca z autobusu dala mi swoj bilet i nie musialam placic 1.20 EUR za przejazd od granicy do naszego mieszkania. Kierowca patrzyl nan podejrzliwie i powiedzial, ze akceptuje w ramach wyjatku.
- plynelam lodzia z jednej strony jeziora na druga (bilety sa takie same jak na autobus, czy tramwaj - mozna wiec powiedziec, ze mam bilet miesieczny na lodz) i widzialam niezwykle wyrazna i miesista tecze obok Jet d'eau. Bajka!
- kupilam nowa spodnice na przecenie (coz, zapewne nie wszyscy zruzumieja moja radosc z tego powodu, ale wierzcie mi, to bardzo przyjemne - uwazam, ze kazdy kiedys powienien sprobowac!)
- nie wykryto zadnych dodatkowych kosci w moich stopach ergo nie jestem mutantem. Lekarz przedstawic swoja bardzo skomplikowana teorie wszystkiego. Mam nadzieje (nikla), ze tym razem ma racje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz