Na koncu Jeziora Genewskiego jest sobie znany z festiwali jezzowych kurorcik Montreux. Miasto samo w sobie dosc male, ale za to jakze przyjemny deptak nad brzegiem jeziora, piekne kwiaty i pomnik Frediego Mercurego. Nagywali tu ponoc Deep Purple, Queen, Rolling Stonesi...
Teraz przechadzaja sie tu dobrze ubrane staruszki, zloceni Rosjanie i zakutane Arabki.
45 minut drogi od centrum stoi sredniowieczny zamek Chillon, w ktorym Lord Byron wyryl swoje imie na kolumnie (na zasadzie: Bylem tu. Tony Halik).
W zamku podobaly mi sie sredniowieczne toalety (bardzo podobne do tych, ktore mielismy do niedawna w naszym ryterskim domku) i iPody, ktore za dodatkowa oplata sluzyly za przewodnikow... Koniec tych koszmarnych sluchawek, ktore wciskano do tej pory w muzeach!
2 komentarze:
Zaiste uroczy zameczek.
A "byłem tu" nie pisał Tony Halik, tylko Chuck Norris i właśnie na taki napis natrafiła pierwsza sonda kosmiczna na Marsie.
Ty jestes chyba z innego pokolenia, moja duszko. Z pokolenia Chucka Norrisa.
Prześlij komentarz