Po niemal roku na francuskiej prowincji, posrod grzadek salat oraz ciemnoskorych mieszkancow Gaillard, przenieslismy sie do samej Genewy. Przeprowadzka poszla gladko dzieki tesciowi oraz bratu G., ktorzy sprawnie poprzenosili meble oraz sterty pudel, w ktore zapakowalismy niesamowite ilosci ubran, ksiazek, talerzy, blizej niezidentyfokowanych obiektow lezacych, wiszacych i siedzacych, ktore nie-wiadomo-skad sie uzbieraly w ciagu ostatnich miesiecy.
W nowym mieszkaniu czujemy sie jak ambasadorzy - jest w nim tyle jeszcze nie zapelnionej przestrzeni, ze wydaje sie to az nieprzyzwoite. Mieszkanie samo wpadlo nam w rece, wiec trudno nam bylo odmowic. W Genewie cokolwiek wynajac to duzy problem. Regie, czyli administrator budynku, ma cala liste osob ubiegajacych sie o wynajem mieszkania. Jesli nie jestes Szwajcarem z krwi i kosci, twoje szanse sa niewielkie. Jesli nie masz kontraktu w organizacji miedzynarodowej i pozwolenia na prace na czas niekreslony, twoje szanse sa nikle. Kazdy stawia na pewnego konia. Wiekszosc znajomych, ktora zamieszkala w Genewie, znalazla mieszkanie w podobny sposob jak my: inny znajomy je opuszczal i decydowal sie je podnajac, lub tez po prostu rekomendowal swoich. Nam sie udalo, poniewaz kolega z pracy V. Julek wyjechal do Stanow, pracowac w chicagowskim oddziale firmy. Podnajelismy jego mieszkanie, co pozwolilo nam uniknac kolejek.
Mieszkanie jest polozone w przyjemnej dzielnicy, miedzy Plainpalais i Carouge (Carouge to ta czesc, ktora odrobine przypomina Kazimierz). Ma ladna drewniana podloge, jest niedawno okafelkowane, odnowione. Za salonu mamy widok na rzeke, wiec nikt nam nie zaglada w okna. a na balkonie stoi odziedziczony grill elektryczny...
Na razie jedynie salon jakos wyglada, ale ju wkrotce seria zdjec z wnetrz...
środa, 3 września 2008
PRZEPROWADZKA
o 09:10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz