wtorek, 13 maja 2008

ITALIA

4-dniowy weekend - to sie nie zdarza zbyt czesto! Postanowilismy zwiedzic polnocne Wlochy, niezbyt daleko od domu, zeby nie spedzic za duzo czasu w podrozy, ale na tyle daleko, zeby wymazac z pamieci obraz szwajcarskiego porzadku.


Pierwszy przystanek - TURYN

Celowo pozwolilismy sobie na pewna beztroske i nie zaplanowalismy dokladnej trasy i noclegow. W razie czego mielismy spiwory i siedzenia naszej czerwonej renowki, gotowe do sluzenia nam jako lozka. I tak to, po calym dniu zwiedzania Turynu, zaczelismy obdzwaniac Bed&Breakfast w okolicy. Bardzo ladnie mowilismy po wlosku, jako ze najczesciej byl to jedyny jezyk, w ktorym porozumiewali sie wlasciciele (due, si, si, due, grazia). Kawka zaczela sie powoli konczyc, a my nie moglismy znalezc nic wolnego. W koncu w punkcie informacyjnym panie znalazly nam CAV, czyli "apartament letni" - ach, dla nas luksus! Zaopatrzylismy sie w szamponiki i mydelka na caly wyjazd!



- Troche jak Nowa Huta - stwierdzil V. (po polsku), kiedy oczom naszym ukazal sie powyzszy obrazek.



Rewelacyjne Muzeum Kina. Czy ktos slyszal o Hannie Schygulli?? To nieco polsko brzmiace nazwisko pojawialo sie najczesciej! Z filmow polskich, o dziwo, nie bylo zadnej wzmianki o Rejsie, Misiu, czy innych polskich arcydzielach... Udalo sie przebic tylko Wajdzie z Czlowiekiem z zelaza.

Przystanek drugi - KLASZTOR S. MICHELE


Urocze miejsce, czesciowo jeszcze z XII wieku.

Przystanek trzeci - GENUA

Mieszkalismy w pieknym, starym mieszkaniu z mozaika na podlogach i widokiem na stare miasto i na morze. Sledzilo nas na kazdym kroku rude kocisko, ktore wchodzilo nawet do bidetu...


Poogladalismy takze dziwne zwierzeta w najwiekszym europejskim Aquarium...




Stary Port rozlozyl mnie na lopatki. Wtedy przyszla mi dziwna mysl do glowy, ze moglabym sie przeprowadzic gdzies w poblize, ale na szczescie zaczelismy szukac restauracji w pobliskich zaukach i... (dalszy ciag nastapi)



- Troche jak Indie - trafnie zawyrokowal moj maz. Chociaz w Indiach nie bylo kurtyzan na kazdym rogu. Za to byly krowy. I jakos odechcialo mi sie przeprowadzki.

Przystanek czwarty - PORTOFINO

We mgle zginęło Portofino W zaroślach ostro krzyknął ptak W zatoce księżyc się rozpłynął I w Portofino szeptałam tak, tak - zawodzila Slawa Przybylska. Dzieki marketingowi spiewanemu placi sie obecnie 5 euro/h za parking! Ale przynajmniej mozna zagladnac Berlusconiemu do ogrodka.


Przystanek piaty - CINQUE TERRE (MONTEROSSO):

Ludzie wszedzie sa tacy sami. Nasze zakopianskie goralice, baby kute-bite, negocjujace kazda zlotowke za lokum, maja swoj wloski odpowiednik. Cena w Villi wprawdzie byla stala, ale podejscie do klienta podobne. O 10:00 kiedy w marynarskich ubrankach z recznikiem na reku wyruszylismy na plaze, wlascicielka kazala nam sie spakowac i wyniesc. Zadnej propozycji, zeby chocby zostawic sobie rzeczy na pare godzin - nic z tego! Chociaz tyle, ze samochod zostawilismy na ich parkingu, ignorujac skutecznie zblizajacego sie wlasciciela... Pewnie by tez nas wyrzucil, ale nie mial jak nas zawolac, bo po wlosku nie rozumiemy, a on w zadnym innym jezyku nie potrafi:)


Ach, i jeszcze jedno: nawet we Wloszech mozna dostac ODGRZEWANA pizze!


Brak komentarzy: