czwartek, 1 listopada 2007

WYJSCIE Z KLATKI

Minelo juz kilka dni, tygodni, sama nie wiem, bo dni zaczely mi sie zlewac w jeden ciag oczekiwania. Mieszkanko jest coraz bardziej przyjemne, wiadomo, kobieta w domu, koniom lzej. Poustawialam juz rozne durnostojki; zeby nam bylo weselej. Obok lozka stoja gadzety z Indii: drewniany Ganesha z traba, spiewajaca miska (moja ulubiona zabawka!), maly barbakan na scianie, podkladka z kolezankami pod myszka, zegar ze zdjeciami. Architektura wnetrz moze i jest zajeciem fascynujacym i zapewnie bylabym sie zatracila bez reszty wybierajac kolor zaslonek, lecz niestety moja koncentracja zostala zaburzona przez silne przygnebienie. Powod prosty: zamkniecie w klatce, a co gorsza w klatce bez internetu... Wczoraj Francuzom udalo sie w koncu uruchomic nasze lacze, a ja odzylam psychicznie:) Nie wiem, czy sloneczna pogoda ma jakis zwiazek z tym najszczesliwszym jak dotad wydarzeniem emigracyjnym, (nie liczac zmontowania trzydrzwiowej szafy z IKEI), ale na pewno ma duzy zwiazek z moim samopoczuciem.

Na zdjeciu nasz sloneczny widok z balkonu.

Brak komentarzy: