Kilka moich ulubionych gier:
Gdyby nie ty - kobieta wychodzi za maz za dominujacego meza, by ograniczal jej aktywnosc chroniac przed sytuacjami, ktorych tak naprawde sie boi. Ach, ja zawsze chcialam byc wodolazem (hhmm, dzieki temu misiu, grotolazem, oczywiscie;) , a ty mi nie pozwalasz... kiedy maz w koncu pozwoli okazuje sie, ze zona ma klaustrofobie i wytrzyma w jaskini dluzej niz 5 min. Mimo narzekac kobiety, gra przynosila jej korzysci.
Kopnij mnie - to juz gra typowo meska. Lubia ja mezczyzni, ktorzy zachowuja sie, jakby chcieli powiedziec: Prosze, nie kop mnie!...
O, ta jest calkiem urocza:
Odczep sie, czyli Gwalt (pierwszego stopnia) - kobieta sygnalizuje, ze jest do zdobycia i czerpie przyjemnosc ze staran mezczyzny. W momencie kiedy sie biedaczyna angazuje, traci nim zainteresowanie. Gave is over, baby.
Inne tez sa... dosc powszechne:
Alez to okropne
Teraz cie mam, sukinsynu
Patrz, co przez ciebie zrobilem
Patrz, jak bardzo sie staralem...
---
Eric Berne, W co graja ludzie. Psychologia stosunkow miedzyludzkich - opisuje sytuacje spoleczne w kategoriach analizy transakcyjnej. Konwencja gier nadaje jej bardziej "ludzki" wymiar.
piątek, 28 marca 2008
A TY W CO GRASZ?
LANGSAM POWOLUTKU
Wydaje mi sie, ze ludzie w Szwajcarii (moze tylko w naszej organizacji??) sa dosyc powolni w dzialaniu. Marnotrawia mnostwo czasu na roznorakie przerwy, tlumaczenie wszystkim po kolei co sie przydarzylo z kazdym kolejnym trudnym klientem. A potem, jak zauwazyl moj swiatly maz, pod koniec dnia pracy maja nieprzeparte wrazenie, ze nie napracowali sie zbytnio a efekty ich 8-godzinnej krzataniny sa dosc marne. I zostaja po godzinach, do 20.00, 21.00, zeby dac sobie szanse na bardziej wydajna prace we wzglednej ciszy.
Nie dam sie w to wciagnac.
środa, 26 marca 2008
GRUNT TO OSZCZEDNOSC
Czlowiek pracuje - czlowiek oszczedza. Zeby kupic karte komunikacji miejskiej, potrzebuje zdjecia. Mozna je zrobic w automatach zaraz obok, wiec pomyslalam, ze poswiece te kilka frankow i zalatwie sprawe juz dzis. Patrze, mile zdziwiona, a tu zdjecia nawet za 2 franki! Nazywaja sie "fun" i usmiechaja sie do mnie duzo bardziej przyjaznie niz zdjecia paszportowe za 8 frankow. Ustawilam twarz lepszym profilem, poprzyciskalam zielony guzik i moj "fun" ujrzal swiatlo dzienne. Zdjecie dosc ladne jak na pozna pore po calym dniu pracy, szkoda tylko, ze wieksze niz sama karta. Coz, jak fun to fun;)
niedziela, 23 marca 2008
CHLOPIEC Z LATAWCEM
Chłopiec z latawcem Khaleda Hosseiniego - historia chlopca i jego brata mlecznego-sluzacego. Z jednej strony niezwykle poruszajaca opowiesc o przyjazni, zdradzie, winie i odkupieniu, z drugiej historia Afganistanu od lat pokoju w latach 70. do rezimu talibow i obraz relacji miedzy sunnitami i szyitami.
We mnie ta ksiazka wywolala swoiste katharsis. Nie moglam sie powtrzymac od lez, nawet kiedy jechalam sama w pociagu do pracy wsrod szwajcarskich biznesmenow i staralam sie wygladac rownie profesjonalnie jak oni.
W WIELKIM MIESCIE
Popracowalam 3 dni i kochani Szwajcarzy dali mi 4 dni wolnego. Jakze milo! Szybko obdzwonilismy Rodzine w roznych zakatkach Francji i doszlismy do wniosku, ze dawno nas nie bylo w Paryzu.
Kiedy wysiedlismy z metra i poczulam powiew wielkiego miasta; uswiadomilam sobie z cala moca, ze przyjechalismy z prowincji. Nawet szlam wolniej niz inni. No dobrze, troche bolala mnie noga, to dlatego, ale wrazenie pozostalo wrazeniem. Podobnie czulam sie, kiedy ponad 12 lat temu na Soho stalismy z klasa w kolejce, zeby przejsc na druga strone ulicy. Byla sroda, 11 w nocy.
Paryz powital nas gradem. Szybko schronilismy sie u znajomych V. - niezbyt urodziwej S. i urokliwego B. (goscie weselni powinni pamietac B., bo niemal udalo mu sie zdobyc laur zwyciestwa w konkursie tanca, ale Olusia z Wujkiem szli jak taran). Zgodzilam sie pojsc na iscie francuski film do kina, Welcome chez les Ch'tis, ktory doprowadzil mnie do lez przynajmniej kilka razy (ze smiechu i innych emocji) - to znaczy, ze film byl dobry! Do tego znajomi dolaczyli caly zestaw przyjemnosci paryskich, z ktorych to najbardziej uwielbiam nalesniki z serem i szynka.
Jajek w cebuli wprawdzie nie ugotowalam, ale ciagnelam V. przez pol miasta, podczas gdy wyzej wspomniany grad usilowal przeniknac przez nasz parasol, do kosciola polskiego na swiecenie. Kiedy udalo nam sie odnalezc kosciol, ksiadz wlasnie gasil swiatlo; poprosilam o sekunde, zeby chociaz zobaczyc grob (Francuzi na to nie wpadli). Po 30 sekundach odczulam, ze tradycji stalo sie zadosc.
PS. Na zdjeciu czarno-bialym podazam w strone lawki.
wtorek, 18 marca 2008
1. DZIEN PRACY
Przypomniala mi sie troche nasza Korporacja z boksami, darmowa kawa i wolno dzialajacymi systemami. Od razu czlowiekowi razniej - nie taka Szwajcaria rozwinieta, jak ja maluja!
Towarzystwo wymieszane - w moim teamie jest na razie tylko jeden Argentynczyk, ktory przez kilkanascie lat mieszkal w Montrealu, ma dojsc do nas jeszcze Finka. N. wyglada na spokojnego czlowieka, nienerwowego, co w moim towarzystwie jest zaleta nie-do-pogardzenia (hihi). Jest tu od 5 tygodni i sam wielu rzeczy nie wie, co tylko poglebilo moje wrazenie, ze mimo schludnego wygladu szafek, w ich wnetrzu panuje chaos.
Z kafeterii i sali konferencyjnej mamy piekny widok na gory i startujace samoloty. N. stwierdzil, ze widoki, to jedyna rzecz, ktora mu sie podoba w Genewie.
Caly dzien lzawily mi oczy. Odzwyczaily sie, biedaczki, od slepienia w monitor przez te 4 miesiace laby...
poniedziałek, 17 marca 2008
BRUDNOPIS
Nie wiem co on takiego w sobie ma, ale mnie porywa, odrywa, czy co tez innego powienien robic z czytelnikiem pisarz SF. Siergiej Lukjanienko napisal kolejna powiesc - Brudnopis - o czlowieku wymazywanym powoli z rzeczywistosci. Jego miejsce zajal ktos inny, zapominaja o nim przyjaciele, rodzice, dowod rozpada sie w proch... Pierwszy rozdzial jest naprawde sugestywny (zwlaszcza, kiedy czlowiek wraca z emigracji i istnieje niebezpieczenstwo, ze dalsi znajomi juz sobie twarzy z nazwiskiem nie powiaza). Podobaja mi sie rosyjskie imiona (cos jak w Rybce zwanej Wanda;), lekka ironia na kazdym kroku i metapowiesciowe zabawy. No i piekna okladka Irka Koniora, ktora nie sugeruje, ze jest to powiastka o statkach kosmiczynych i potworach z kosmosu dla osob sredniorozwinietych intelektualnie.
niedziela, 16 marca 2008
10 DNI, KTORE WSTRZASNELY SWIATEM
W kolejce do odprawy zaczepil mnie Brazylijczyk, od 24 lat mieszkajacy w Polsce. Rozmawialismy troche o Genewie i zgadzam sie z jego opinia: to ladne miasto, ale troche bez zycia. Zeby zyc w Genewie trzeba miec dodatkowe zrodlo energii - dla mnie to zawsze bedzie Krakow.
Lista rzeczy energetyzujacych (wyciag):
- "kompot" w Lokatorze
- kawa w miejscu tradycyjnym (Prowincja)
- gwiazdy nad Kazimierzem
- Szymon Majewski Show z Dziennikarka Hojarsko
- Nutka-Predator wciskajaca lepek pod pache
- ...
piątek, 14 marca 2008
SZCZĘŚCIE W SOSIE SŁODKO-KWAŚNYM
- Biedni rzadko bywają szczęśliwi - odparł po chwili. - A także ci, których szczęście w pełni zależy od kogoś innego. Ubóstwo stanowi zewnetrzną przeszkodę, a miłość - wewnetrzną. Ale jeśli ktoś potrafi przezwyciężyć ubóstwo i kochać umiarkowanie, to nic nie stoi na jego drodze do szczęścia.
środa, 12 marca 2008
CI ĄŻY MI
Jak szybko przeskoczyłysmy od rozmów o (nie)zdanych egzaminach do wód płodowych. Przechodzimy z jednego etapu życia, w drugi w miarę harmonijnie - ktoś miał lekki falstart, ktoś jeszcze się ciągnie na tyłach, ale idziemy w miarę podobnym tempem. Mimo tego, tematyka dziecięca w takim natężeniu pozostawiła mnie w stanie katatonicznym.
Każda wiadomość o kiełkującym w brzuchu dzieciaku mnie wzrusza, chociaż nadal nie rozklejam się na widok berbeci na ulicach. Są, to fakt, wdzięcznym obiektem fotograficznym, ale na razie nie mogę sobie wyobrazić ich w żadnej innej roli.
Ale wiem, że niedługo zacznę sobie wyobrażać.
wtorek, 11 marca 2008
środa, 5 marca 2008
ZMIANA
Praca. Etap radosci, ze zacznie sie cos nowego w zyciu, powoli przechodzi w etap watpliwosci, w ktorym zastanawiam sie czy dam sobie rade. To normalny przebieg. Dokladnie to samo mowilam mojej Mamie, kiedy mialam isc do zerowki...
AIRPORT PRAYER
Patrzylam wczoraj na wzlatujace samoloty i przyszlo mi do glowy, ze osoba religijna powinna sie przezegnac, czy tez wykonac inny rytualny gest, by zapobiec katastrofie. Wlasciwie dlaczego ryzykowac, ze za kazdym razem znajdzie sie ktos, kto to zrobi - najlepiej zatrudnic kogos na stale, powiedzmy na stanowisku Senior Airport Prayer (SAP), kto z dokladnoscia co do jednego samolotu odmowi rozaniec, koronke, lub chociaz wykona znak krzyza. Na lotniskach miedzynarodowych powinno sie pamietac o roznorodnych religiach swiata, SAP powinien wiec rekrutowac sie sposrod osob otwartych, by moc wzniesc modlitwe do kazdego znanego mu boga.
poniedziałek, 3 marca 2008
PLANKTON
Odkad skonczylas 6 lat zaczelas glupnac - stwierdzil kiedys z poruszajaca szczeroscia moj kochany Tatus, i mial poniekad racje. (Tak, tak wlasnie powiedziales. Pamietam to niemal tak wyraznie, jak Wasze, Twoje i Mamy, stwierdzenie, ktore zakonczylo moja kariere piosenkarki zanim jeszcze powstala w moim umysle mysl o takowej, a brzmialo ono: Nasza corka falszuje). Wracajac jednak to spadku rozwoju potencjalu intelektualnego, ktory zapoczatkowal sie juz we wczesnej fazie dziecinstwa...
Co sie stalo z ambitnym dzieckiem, ktore do snu czytywalo sobie encyklopedie... Ano, poszlo do szkoly. A tam bez wiekszych poswiecen moglo osiagnac sukcesy na miare dziecka, oczywiscie. Dziecko zrobilo sobie w podswiadomosci bilans zyskow i strat i wyszlo mu na to, ze nie oplaca mu sie za bardzo inwestowac swojego czasu i energii. Po co, skoro i tak wyniki mialo bardzo dobre, a ze wymagalo to tylko regularnego odrabiania niezbyt skomplikowanych zadan, to tym lepiej!
Gdzies w tym czasie zaprzepascilam swoja szanse na bycie naukowcem. Naprawde jeszcze sie staralam, bo mialam poczucie, ze to wazne byc specjalista. Chcialam rozwijac swoje zainteresowania, dajmy na to, starozytna Grecja, ale okazywalo sie ze doskonale wystarcza mi znajomosc najwazniejszych bogow i nie mam nijakiej wewnetrznej potrzeby poznania imion wszystkich nimf i driad.
Potem staralam sie na studiach, ale znowu nie znalazlam tematu, ktory bylby wart inwestycji. I tak dotarlam do punktu, w ktorym nadal nie wiem, co chce w zyciu robic. Unosze sie na fali, jak plankton - gdzie mnie porwie, tam staram sie dalej zyc. Nie jest mi z tym zle, ale czasami zazdroszcze tym ktorzy nie sa takimi zawodowymi dafniami i wiedza, ze chca plombowac zeby, gasic pozary, pisac oprogramowania, czy tez... gotowac mezowi obiadki...
PET-SITTING
Ach, ze tez musialam sie tak szybko lapac za te moja oferte pracy... dzisiaj zobaczylam ogloszenie tej tresci:
Szukam studentki lub osoby dysponujacej czasem w tygoniu (lubiacej zwierzaki) do tzw cat-sitting, opiekunki do kota.
Wolabym zostac dog-sitterka, ale kot tez ma swoje zalety, cieply jest, mruczy, futerko ma miekkie.. moze uda mi sie zalatwic cwierc etatu na wieczory?
sobota, 1 marca 2008
WRACAM!
Dlugo czekalam na ten moment: kontrakt o prace podpisany, mam dwa tygodnie wakacji i wracam do Polski! Wykaz imprez i rezerwacji wkrotce;)