W Izraelu, kiedy ktos ma sie zenic, pyta sie go, czy tesciowa przypadkiem nie jest Polka. Jesli nie, to wszystko w porzadku, polskie tesciowe znane sa bowiem ze swojego negatywizmu i niezadowolenia.
Opowiedziala mi to kolezanka z Izraela, kiedy podzielilam sie swoja opinia na temat zwyczaju pytania po sto razy na minute: Ca va? Osobiscie nie mam ochoty wyrazac swojego (nie)zadowolenia z taka czestotliwoscia i ta francuska zyczliwosc mnie powaznie drazni. Zwlaszcza, ze NIKT NIE OCZEKUJE prawdziwej odpowiedzi na temat stanu twojej duszy, tylko odpowiedzi w stylu: Ca va et toi? I tak sobie mozna pol godziny wymieniac sie grzecznosciami i NIC A NIC o sobie sie nie dowiedziec. Polacy maja z kolei inna przypadlosc: na grzecznosciowe pytanie Jak leci? wylewaja cale wiadro pomyj na zycie, przypominaja sobie wszystkie nieszczescia, ktore w ciagu ostatnich kilku miesiecy dotknely ich familie, choroby, ktore maja, lub tez mogliby miec, nie omieszkaja napomknac o zlodziejach w polityce i niskich emeryturach. A potem sie dziwic, ze opinia krazy po swiecie! Coz, ja tez nie przyczyniam sie do jej zmiany:)
czwartek, 31 stycznia 2008
TESCIOWE
niedziela, 27 stycznia 2008
sobota, 26 stycznia 2008
PIKNIK
Les Gets to ponoc stacja niewielka, ale dla mnie jak najbardziej wystarczajaca, zeby nie powiedziec: w sam raz. Moglam sie porzadnie rozpedzic, bez strachu, ze jedna lub druga noga wyskoczy z zawiasow na jakiejs muldzie. Do tego: tani karnet (pierwszy raz sie spotkalam z promocja weekendowa i sobotnia, dla doroslej osoby 1 dzien kosztuje 20 euro, weekend: 36) fajne towarzystwo (A.- siostra V. z chlopakiem, jego siostra, jakies za-dobrze-jezdzace-na-nartach-i-zbyt-ladne kolezanki i P., kolega V. z pracy), slonce, piknik na stoku, piekne widoki, grzaniec... zyc nie umierac!
wtorek, 22 stycznia 2008
SWIETA GENEWA
GRANICA
Rano kiedy otwieram oczy stoje przed powaznym wyborem: jechac na rowerze, czy autem z V.? Niestety V. upodobal sobie swoj skuterek i nie zawsze ma ochote mnie podwozic. Dzisiaj sie udalo - jechalismy samochodem przez nasza mini-granice, na ktorej zwykle nie ma zywej duszy (oprocz momentu, kiedy wlasnie usilowalismy przemycic komputer).
niedziela, 20 stycznia 2008
BRYDZYK
Po raz pierwszy przyjmowalismy dzisiaj gosci! Trzepanie dywanow i pucowanie srebrnych lyzeczek trwalo od rana. Gosciom - Irenie i Erykowi - podalismy, oczywiscie, nasze danie popisowe, czyli nalesniki zrobione na gadzeciarskiej maszynce Crepes Party. Nie wiem w ktorym momencie padl pomysl, ze zagrac w brydza. Oni nigdy nie grali, co mi akurat odpowiada, bo zanim beda lepsi ode mnie, to potrwa ze dwa spotkania... Eryk sie zachwycil gra, Irena nieco mniej, ale czuje, ze jeszcze sie umowimy na wieczorek brydzowy. V. wyciagnal juz nawet swoj zielony dywanik do gry w karty, ktory jest konieczna koniecznosci i bez niego zadna gra odbyc sie nie moze. Nastepnym razem mysle, ze wrocimy do podzialow rodzinnych, bo chlopcy szybko by nas skosili, grajac razem. I nawet nie moglybysmy sie pocieszac, ze beda mieli pecha w milosci...
sobota, 19 stycznia 2008
PRAWIE JAK KAZIMIERZ
piątek, 18 stycznia 2008
5 MIESIECY
czwartek, 17 stycznia 2008
ERASMUS II ?
Na starosc udalo mi sie odkryc na nowo (re-odkryc) to porywajace uczucie bycia "erasmusem". Otaczaja mnie niemal sami obcokrajowcy, wiode zycie przyjemne i malo stresujace, towarzysko moze nie tak intensywne jak za czasow niemieckich, ale jednak ma w sobie te mila niefrasobliwosc. Wtedy tez mialam poczucie, ze powinnam zrobic cos konstruktywnego - w Norymberdze sie udalo, praktykowalam, zarabialam... moze to pozytywne porownanie pozwoli komus, kto decyduje o moich losach, przyspieszyc decyzje o przyznaniu mi pracy zarobkowej (w liscie do Mikolaja napisalam, ze prosze o jakakolwiek, byleby nie zmywak, tego jednak nie zniose). Ja juz jestem za stara... yy za dojrzala...???... na takie zycie.
W MUZEUM
Szkola francuskiego MIGROS, a wlasciwie firma-instytucja w Szwajcarii, ktora jest wlascicielem jednej z najwiekszych sieci supermarketow, klubow sportowych, szkolen... i bog jeden wie czego jeszcze, organizuje co pewien czas wyjscia do muzeow z przewodkiem. Voilà dzisiaj Musee d'Art et d'Histoire z kolezankami z grupy (chlopcy jakos dziwnie sie zmyli zaraz po wspolnym obiadku "u Chinczyka").
Swoja droga, przewodnik zdolal mnie rozbawic, porownujac obraz pewnego smutnego kalwinisty w czerni z naga pieknoscia: jak mozna sie domyslac, naga kobieta namalowal katolik. No przeciez, u nas wlasnie tak jest, kazdy szanujacy katolik maluje naga kobiete przynajmniej raz w roku. Dzieki rewolucji seksualnej, dopuszczalne jest malowanie nagich mezczyzn, ale tylko z okazji Dnia Kobiet.
wtorek, 15 stycznia 2008
poniedziałek, 14 stycznia 2008
CUISINE POUR LES NULS
O tym, ze jestem urodzona kucharka, wiedza wszyscy moim blizsi znajomi. Obiecywalam sobie, ze po slubie opanuje technologie wykonywania krupnika, lecz szerokie wody zycia wyrzucily mnie na brzegi nieznane, gdzie idea krupnika jest obca kazdemu szanujacemu sie sprzedawcy, czy kucharzowi. Idea wiec padla samoistnie.
Gdzies tam jednak w glebi serca czuje pewien niepokoj, czy tez wyrzut sumienia, ze moje zdolnosci kulinarne moglyby byc nieco bardziej rozwiniete. Wracajac z francuskiego chwycilam ulotke reklamujaca kursy "CUISINE POUR LES NULS", co w wolnym tlumaczeniu oznacza "Kuchnie dla idiotow". Od razu pomyslalam, ze to cos dla mnie! Nomen omen tego samego dnia odebralam list od starej przyjaciolki z Nowego Yorku, czy Nowego Sacza, wystepujacej rowniez jako Temu misiu, w ktorym to porusza ten nader niebezpieczny i drazliwy temat.
Moze to znak? Moze faktycznie powinnam poszerzyc menu i ugotowac cos innego niz:
- kurczaka w panierce
- jajecznice (wersji jajecznic jest wiele)
- kurczaka bez panierki
- stek (to dosc latwe, sprzedaja gotowe do rzucenia na patelnie, solic potrafie niezle)
- kurczaka w kostke z cebula i pieczarkami (to jest zupelny hit, zwazywszy prostote wykonania)
- ravioli z serem zoltym (pyszne, z torebki, przygotowanie trwa minute)
- kurczaka w smietanie
- makaron z serem zoltym (koniecznie z Comte - to jest ser mojego zycia) i szynka...
Ponizej miejsce na komentarze z prostymi przepisami "dla idiotow";)
TECHNIKA
Grand Massif ma ponoc 265 km stokow. To prawdopodobne, bo prawde mowiac zmeczylam sie porzadnie. Zwlaszcza, ze stoki pokryte sa tysiacami malenkich pagoreczkow, ktore zmuszaja do notorycznych skretow. Ponoc istnieje technika, ktora umozliwia czerpanie przyjemnosci z lawirowania miedzy tymi minigorkami. Nie wiem. Ja jej nie znam.
PRAWIE JAK W INDIACH
Czasami przydaja sie umiejetnosci nabyte w roznych zakatkach swiata - i kto by pomyslal, ze w Szwajcarii negocjacje w sklepie sa dopuszczalne! Chyba z przyzwyczajenia spytalam, czy pan nie moglby jakiejs lepszej ceny dla mnie przygotowac - cos tam poobliczal i wyszlo mu 100 frankow mniej! Bede miala swoj obiektyw w calkiem przyzwoitej cenie - a wszystko dzieki praktyce w indyjskich sklepach z szalami...
niedziela, 13 stycznia 2008
NIBYAUTO
Przy okazji wspolnego wypadu na nartki, odkrylam, ze we Francji istnieje cos, co moznaby nazwac nibyautem. Nazywa sie AIXAM, gabarytami przypomina malucha, ma tylko przednie siedzenia, ale nie to jest najwazniejsze. Okazuje sie, ze zeby nim jezdzic NIE TRZEBA miec prawa jazdy! Zrobiony jest na bazie silnika skutera, rozwija predkosc do ok 50 km/h, podrasowany, troche wiecej, ma trudnosci z rozpedzaniem sie i generalnie inni kierowcy za nim nie przepadaja.
Co krok, to zadziwienie!
sobota, 12 stycznia 2008
BY NIGHT
Zycie nocne w Genewie istnieje - nie jest to oczywiste i latwe do zaobserwowania, ale sa i puby i dance floory, porozrzucane w roznych zakatkach miasta.
Wczoraj z grupa glocals (glocals.com - spolecznosc obcokrajowcow w Genewie) przez kilka bitych godzin tancowalismy salse w bardzo sympatycznym klubie. My jestesmy na etapie poznawania krokow, obrotow i ukladow, wiec to dla nas wyzwanie. Kobiecie jest jednak duzo latwiej jak ma dobrego partnera - wystarczy poddac sie jego woli, nie mylic krokow i krecic biodrem. Czesc trzecia jakos mi wychodzi, dwie poprzednie - srednio, ale pracuje nad tym. Wczoraj tancowalam ze starymi wyjadaczami z roznych egzotycznych krakow.. Brazylii, Indii.. ha, nawet Polski!
Potem urzadzilismy sobie jeszcze maly clubbing z kolega V. Julianem i jego przyjacielem Matthiew w Carouge, niegdys osobnym miasteczku, zaanektowanym przez Genewe. Niska zabudowa, troche taki Stary Sacz, a uliczki kryja bardzo przyjemne knajpki. W Czarnym Kocie grali np muzyke z filmu Czarny kot, bialy kot Kursturicy - bylam wniebowzieta! Dziwne dla mnie bylo tylko to, ze stoliki byly moze trzy na krzyz, a wiekszosc ludzo stala. Moze jeszcze to, ze po godzinie drugiej napitki drozeja...
Po raz pierwszy w Genewie sie troche wyszalalam!
czwartek, 10 stycznia 2008
środa, 9 stycznia 2008
MULTI-KULTI
Dzisiaj sie przerazilam: niektorzy ludzie chyba specjalnie pracuja nad tym, zeby utrwalic stereotypy dotyczace swoich nacji. To tak jakby Francuzi na sile sie zakochiwali, Wlosi gestykulowali, mimo, ze nie maja na to specjalnej ochoty a Niemcy udawali zimnych, mimo fali zalewajacych ich emocji... Jest w grupie francuskiego dziewczyna z Izraela - wczoraj bylam zreszta z nia i Anglikiem na kawce po zajeciach. Gdyby nie to, ze wydalo mi sie interesujace, ze musiala studiowac za granica, zeby uniknac wojska (obowiazkowa sluzba wojskowa dla kobiet, o tym nie wiedzialam!), to nie zastanawialabym sie specjalnie nad tym, skad jest. A dzisiaj, chyba zebym mogla zadlawic sie swoim otwartym spojrzeniem socjologicznym, dwa razy wtracila sie w dyskusje: raz mowiac, ze ona nie rzucilaby nigdy swojego zawodu farmaceutki, nie przy takiej pensji, a drugi raz zeby zaznaczyc, ze w aptece zarabia sie duzo. Zeby bylo jasne: oprocz tego nie odezwala sie ani razu.
A do tego Grek Wielki Nochal rozbawil mnie kiedy zupelnie szczerze wyznal, ze on to wlasciwie pracowac nie chce i nie lubi. Swietnie sie nadaje na emigranta w Szwajcarii!
Dziennikarka Peruwianka podobno specjalizowala sie w temacie emigracyjnym... jest taka rubryka w Gali??
Niemka, tak jak podejrzewalam, cos tak chyba w sobie kryje, dzisiaj sie dowiedzialam, ze robi zdjecia.
Rosjanka nadal mnie doprowadza do rozpaczy - z punktu widzenia estetycznego wolalabym ja miec na lekcji za swoimi plecami. Do tego jest niewiarygodnie czepliwa i caly czas usiluje sprowokowac naszego nauczyciela, niezwykle delikatnego i uprzejmego, moze troche zniewiescialego, Jeana. Swoja droga dzisiaj go polubilam, kiedy powiedzial, ze zmienil dobrze platna prace na nauczanie i cieszy sie rano, ze idzie do pracy, ktora mu sprawia przyjemnosc i zostawia czas dla rodziny. Dzien wyplaty jest 1, a porankow 30.
poniedziałek, 7 stycznia 2008
SOY INMIGRANTE
Grekiem (grecki nochal) i Malezyjka (wyglada bardzo sympatycznie i mowi swietnie po francusku). Zaczelo sie intensywnie, mam nadzieje, ze nasza dwojka nauczycieli tak dalej pociagnie.
niedziela, 6 stycznia 2008
K+M+B=2008
Nie zdarzylo mi sie w zyciu kreda napisac na drzwiach K+M+B=.... (napisalam kiedys na smietniku A+M=WSZM, ale to jednak nie to samo, mimo wszelkiego podobienstwa formy) i moze przyjdzie mi tego zalowac. Francuzi niczego na drzwiach nie wypisuja tylko jedza ciasto galette des rois - calkiem smaczny placuszek z nadzieniem.
Zeby zapewnic sobie odrobine emocji, wrzucaja do srodka fajansowe figurynki (podobno zwykle cos religijnego, ja, owszem, znalazlam aniolka i... worki z maka), na ktorych latwo o utrate uzebienia. Na marginesie, podobno ludzie zbieraja te paskudztwa - ale w sumie slyszalam tez o ludziach zbierajacych pudelka po serze camambert, wiec czemu sie dziwie...
Kiedy ktos kroi ciasto, najmlodszy w rodzinie wchodzi pod stol i decyduje zaocznie dla kogo to bedzie kawalek. Ten kto znajdzie dajmy na to porcelanowy zlobek, czy tez w wersji ubogiej, plastikowego Baltazara, w swoim kawalku i przezyje niezadlawiony, zostaje krolem lub krolowa i wybiera sobie druga osobe do pary. Monarchowie przywdziewaja swe papierowe korony i wszyscy zgodnie konsumuja galette.
---
U nas troszeczke sie pozmienialo, bo V. przyniosl ciastko juz we czwartek i postanowilam je rozkroic od razu, nawet bez akcji ze stolem, aby uchronic je przed utrata swych ciastowych wlasciwosci do niedzieli. Niestety zjadlo sie zanim zdarzylam je sfotografowac...
czwartek, 3 stycznia 2008
CZOSNEK
wtorek, 1 stycznia 2008
MISIU
"Misiu" to teraz ulubione slowo siotry i kuzynek V. Wiadomo, powiedzonka rozprzestrzeniaja sie, wiec nie zdziwcie sie jak kiedys przyjedziecie do Francji i ktos was powita "Bonjour misiu!". Bardziej zaawansowanym wprowadzam forme zenska "misia", ale na razie wiekszosc to debiutanci na polu jezyka polskiego, wiec nie chce ich przemeczac!
12:25
O tej wlasnie godzinie polozylismy sie spac 1 grudnia 2008 roku. Pogawedzilismy z dziadkami i kuzynka sztuk 1, otworzylismy szampon, poogladalismy sztuczne ognie, usilowalismy sie wrzucic w zaspe i tyle. A ja przez pol wieczoru probowalam opanowac odruch wymiotny po przezarciu sie fondue (macza sie chleb w serze wymieszanym z bialym winem).
W sumie Sylwester byl calkiem calkiem. No, przyznam, moze niezbyt wyskokowy, ale za to jak dobrze sie czulismy nastepnego dnia rano;)
Na zdjeciu: Przekrzywiona choinka lub tez duch Hopkirka.