niedziela, 6 stycznia 2008

K+M+B=2008

Nie zdarzylo mi sie w zyciu kreda napisac na drzwiach K+M+B=.... (napisalam kiedys na smietniku A+M=WSZM, ale to jednak nie to samo, mimo wszelkiego podobienstwa formy) i moze przyjdzie mi tego zalowac. Francuzi niczego na drzwiach nie wypisuja tylko jedza ciasto galette des rois - calkiem smaczny placuszek z nadzieniem.

Zeby zapewnic sobie odrobine emocji, wrzucaja do srodka fajansowe figurynki (podobno zwykle cos religijnego, ja, owszem, znalazlam aniolka i... worki z maka), na ktorych latwo o utrate uzebienia. Na marginesie, podobno ludzie zbieraja te paskudztwa - ale w sumie slyszalam tez o ludziach zbierajacych pudelka po serze camambert, wiec czemu sie dziwie...

Kiedy ktos kroi ciasto, najmlodszy w rodzinie wchodzi pod stol i decyduje zaocznie dla kogo to bedzie kawalek. Ten kto znajdzie dajmy na to porcelanowy zlobek, czy tez w wersji ubogiej, plastikowego Baltazara, w swoim kawalku i przezyje niezadlawiony, zostaje krolem lub krolowa i wybiera sobie druga osobe do pary. Monarchowie przywdziewaja swe papierowe korony i wszyscy zgodnie konsumuja galette.

---
U nas troszeczke sie pozmienialo, bo V. przyniosl ciastko juz we czwartek i postanowilam je rozkroic od razu, nawet bez akcji ze stolem, aby uchronic je przed utrata swych ciastowych wlasciwosci do niedzieli. Niestety zjadlo sie zanim zdarzylam je sfotografowac...

Brak komentarzy: