Wsrod calej logistycznej krzataniny w pracy, czasami przychodzi czas na sztuki piekne - jest to czas robienia zdjec. Zdjecia sa grupowe i nie sa zbyt trudne do wykonania (chociaz zdziwilibyscie ile w prostym zdjeciu mozna zepsuc, jak latwo obcina sie stopy, a nawet glowy...); bardziej polegaja na ustawieniu ludzi w miare rownych rzedach niz na czymkolwiek innym.
Ale zdarza sie inaczej.
Zrobilam dzis zdjecie grupowe. Drugie na zapas. Alez tak, na pewno przesle. Tak, tak, bedzie tez wydrukowane. Po wszystkich tych zapewnianiach sciagnelam zdjecia na dysk. Otwieram, patrze na zdjecie i cos mi nie gra... Niby stopy sa, glowy sa, rzedy w miare rowne, cheese na twarzach i... zaraz, zaraz CO TEN PAN W PIERWSZYM RZEDZIE MA NA SPODNIACH???
Coz, kiedy juz podnioslam sie z podlogi, powalona niepohamowanym atakiem smiechu, przyjrzalam sie zdjeciu krytycznie. Coz, pan ma plame przynajmniej 25 x 10 cm w okolicy rozporka. I mniejsze plamy ponizej.
Rozwazylam wszystkie opcje, typu: wychodze na srodek klasy i mowie: Prosze Panstwa, bardzo mi przykro, ale Panstwa kolega w pierwszej lawki ma niestety mokra plame w okolicach przyrodzenia i musimy powtorzyc ujecie. A pana w mokrych spodniach prosze do ostatniego rzedu albo (mniej inwazyjnie): Z powodu nieoczekiwanych problemow technicznych...
A potem... odezwala sie we mnie prawdziwa pani domu. Plame przeciez da sie wywabic! Nic prostszego - troche "pieczatek" w adobe i pan bedzie jak nowonarodzony! W pracy mamy tylko painta, wiec nie poszalam zbytnio, chociaz zdjecie juz nadawalo sie do druku. W domu poprawilam je w adobe - i pan w suchych spodniach znowu pewnie patrzy przed siebie...
Jutro drukuje i rozsylam zdjecia - mam nadzieje, ze wlasciciel spodni doceni moj kunszt;)
PS Nie sadze, zeby pan mial problemy z trzymaniem moczu - po prostu zainstalowano nam wyjatkowo wredne umywalki, ktore mocza przy blizszym podejsciu.
środa, 30 kwietnia 2008
25 x 10 CM W OKOLICY ROZPORKA
niedziela, 27 kwietnia 2008
CHOWANIE OBRACZEK
Pewnego poranka Khalid z naszej saudyjskiej grupy, facet dobrze po czterdziestce piatce, podszedl do mnie z tymi slowy:
- Jestes taka slodka i pomocna. Musimy gdzies razem wyjsc.
- Hm, nie sadze zeby moj maz byl z tego zadowolony - odpowiedzialam, dziekujac w duchu, ze mam taki silny argument. Khalid jednak nie do konca mi dowierzal...
- Nie nosisz obraczki (ach, widac wypatrywal wczesniej).
- Nosze, ale na prawej rece, bo tak sie u nas nosi w Polsce - zaprezentowalam dumnie.
- No tak, ale niektore dziewczyny to specjalnie nosza obraczke, mimo ze nie sa mezatkami, a jak im sie ktos podoba, to szybko chowaja do kieszeni.
- Moze i tak, ale ja naprawde mam meza.
- Coz, jesli masz meza, to ma szczescie.
- Hm, dziekuje.
Unikalam go przez nastepne dni jak tylko moglam.
Za dwa dni zaprasil mnie na impreze biznesowa w sobotni wieczor.
- Musze zapytac meza, czy nie ma jakis planow.
- Tak, zapytaj swojego chlopaka.. czy moze meza - Opadly mi rece...
sobota, 26 kwietnia 2008
MUEZIN RING TONE
Jak najlepiej spedzic sobotni wieczor? Proponuje kolacje biznesowa z czterdziestoma Arabami!
Wsrod morza mezczyzn my, trzy kobiety. Organizator z ich strony, Khalid, podchodzi do mnie i mowi, zebym sie przesiadla do innego stolika, bo przy kazdym stole powinien byc jeden kwiat... Dlaczego nie. Przy stoliku czeka juz na mnie 7 mlodych Arabow, wypytuja mnie o Europe i Szwajcarie jako experta. O Szwajcarii niewiele wiem, wiec szybko przechodze na zachwalanie Krakowa. Zabraniam poruszania tematu Euro 2008. Zartujemy sobie pomiedzy ponczem bezalkoholowym a lososiem. Jestem zdziwiona, ze mamy jakas plaszczyzne porozumienia. Dzwoni alarm - dzwiek muezina wzywajacego do modliwy. Tlumacza mi, ze kolega sobie ustawil w komorce alarm przypominajacy mu o modliwie. Zupelnie jak moje kolezanki alarm pigulkowy! Moi towarzysze jedza strasznie szybko - ledwo zaczelam swoja przystawke a tu patrze: oni koncza deser. A ja jem naprawde szybko! Potem troche skoromnych usmiechow, sesja zdjeciowa...
Kilka cytatow:
U nas kobiety i mezczyzni nie moga razem pracowac w mieszanych grupach. Niektore firmy prywatne zaczynaja zatrudniac kobiety, ale dopiero teraz, mowiac "teraz" mam na mysli rok 2008.
My jestesmy swiezo po studiach w programie "pionierzy". Za dwa lata bedziemy najwyzsza kadra.
Ladny mam krawat?
U nas mozesz zobaczyc swoja narzeczona i powiedziec tak lub nie. Potem sa zareczny i mozesz czasami jak odwiedzic, ale zawsze musisz powiadomic jej ojca, ze przyjdziesz, bo inaczej cie zabije (smiech). Ona jest juz wlasciwe juz twoja zona, mozesz ja trzymac za reke, rozmawiac z nia, ale nie mozesz yhm (wymowne). Potem mija 6 miesiecy, bierzecie slub i dopiero mozesz yhm.
Nie moge ci podac reki, to nic religijnego, ale obiecalem mojej zonie, ze nigdy nie dotkne zadnej innej kobiety.
Moja zona nosi chuste, zaslania cala twarz i widac jej tylko oczy. Raz pojechalismy do Rzymu i mowie jej: mozesz pokazac twarz. Sprobowala, odchylila troche i od razu sie zaslonila. Mowi, ze nie moze. Pewnie dlatego, ze sie przyzwyczaila.
Koniecznie musisz pojechac do Dubaju. To takie miasto jak Genewa, miedzynarodowe. Ludzie sa tam duzo bardziej wolni niz gdzie indziej w krajach arabskich. Nie musisz nawet nosic chusty. Zwlaszcza w samochodzie.
Wolalabys mieszkac tutaj czy w swoim kraju? Bo u was w Europie to chyba wszedzie jest podobnie?
NOCNE POLEK ROZMOWY
Tego to mi brakowalo: imprezka z tancami a potem dyskusje po swit w pieknej Polskiej mowie:) Z Agata obtancowalysmy w piatek Haitanczykow i innych Peruwianczykow, pijac piwko z mikroskopijnych butelek (250ml). Po powrocie, weselna wodeczka stanela na stole... Ach, jakze swojsko sie zrobilo!
A rano wylegiwanie sie nad rzeczka kolo domu (zaraz za salatami...)
czwartek, 24 kwietnia 2008
PRAWIE JAK W DOMU
Nawet tutaj mozna sie czasem poczuc jak w domu... nie, nie w Misji Polskiej, nawet nie we wlasnym mieszkaniu, ale w... centrum handlowym. Przez krotka, acz upojna chwile, mialam wrazenie, ze zaraz obok jest Pawia, po drugiej stronie Dworzec Glowny... Sklepy sa wszedzie takie same, jesli pominie sie kilka szwajcarskich firm, to roznice sa niewielkie. Dziwne, ze takie uczucie naszlo mnie w miejscu, gdzie tak naprawde czlowiek czuje sie najbardziej wyobcowany. Moze wlasnie dlatego - samotnosc tu, czy w Krakowie, na to samo wychodzi.
środa, 23 kwietnia 2008
WIOSNA
piątek, 18 kwietnia 2008
STENOTYPISTKA
Okazuje sie, ze nie project management, czy negocjacje bylyby dla mnie przyszlosciowym kursem, ale stenotypia... Na Walnym Zgromadzeniu naszego polskiego stowarzyszenia zapisywalam jego przebieg. Zwazywszy, ze nie do konca opanowalam kto jest kim w tym towarzystwie, bylo to nie lada wzzwanie. W notatkach mam sporo rysunkow z cechami charakterystycznymi interlokutorow oraz kilka krotkich opisow postaci. Mam nadzieje ze uda sie dotrzec do ich prawdziwych tozsamosci, zanim raport zostanie opublikowany...
Bylam nieco zawiedziona, ze nikt sie nie pobil, a nawet nie wdal sie w dluzsze slowne utarczki. Nawet zadawniony konflikt starszyzny plemiennej z wspolpraca z partia komunistyczna w tle zatlil sie jedynie na kilkanascie minut i zostal sprytnie przeksztalcony w rozmowe o analizie historycznej poczatkow powstania stowarzyszenia.
Rozbawila mnie jedna rzecz: zgodnie ze statutem, zeby cos przeglosowac zmiane w 1. terminie trzeba ponad polowe glosow wszystkich czlonkow. W 2. - tylko ponad 50% ODDAJACYCH glos. Do glowy by mi nie przyszlo, ze pierwszy termin bedzie o 19.30 a drugi o 20.00 TEGO SAMEGO DNIA. Polak potrafi!
środa, 16 kwietnia 2008
O CZYM SZUMIA WIERZBY
Potomkowie artystyczni Jozina dotarli nawet do sztywniackiej Szwajcarii - dzisiaj natknelam sie na ten oto artykul w Le Bleu Matin, darmowej gazetce genewskiej, ktora czytam w tramwaju przez pierwsze 3 przystanki, bo potem zasypiam. Dla nie-frankofonow krotka informacja: gazeta wspomina jedynie wersje Kabaretu pod Wyrwigroszem i nie mowi nic a nic oryginale! Bylam oburzona i juz nawet zaczelam ukladam list do autora, ale akurat minelismy trzeci przystanek...
niedziela, 13 kwietnia 2008
SAMBA AND COMPANY
Po pol roku w Genewie mozemy powiedziec, ze mamy z kim sie umowic. Pod wzgledem towarzyskim zaczelo sie robic calkiem przyjemnie. Wczoraj bylismy na ogromnym Spring Party, przez kilka godzin tanczylismy do muzyki latino - zyc, nie umierac! Odkrylam, ze samba jest calkiem calkiem i powoli zaczelam lapac rytm baciaty (tylko w wersji podstawowej;). Jakis kolega z Kamerunu powiedzial ze tancze jak Afrykanka - chyba sobie zaczne zapisywac te komplementy i odczytam je za lat kilkadziesiac (kilkanascie?), kiedy uslysze co najwyzej, ze krem na zmarszczki wygladzil mi bruzdy na czole o polowe. Kolegi z Kamerunu zreszta sie troche boje, bo ma bardzo ciemna skore i robi dziwne miny. Czy to rasizm?
Tydzien temu tez zaliczylismy niezle imprezki - m.in w domu naszego kolegi ze Sri Lanki i jego wspollokatora z Austrii. Obowiazywaly stroje "do sauny", bo Autriacy maja jakis klub, kazdy ma przydzielona role i napis na plecach: imie, nazwisko + Viceprezydent, albo np. Sex-Instructor. Jeden z nich byl tenorem, wiec dali w szostke niezly koncercik spiewajac chorkiem "In the Jungle (The LIon Sleeps Tonigh)". A do tego wszystkiego jakis mily gosc przyniosl Zubrowke, ktorej napilam sie z patriotycznego obowiazku. Jedno dziewcze na Erasmusie na Genewskim Uniwersytecie mnie tylko rozbawilo mowiac: Och, ja nie wiedzialam co to jest CERN, nie jestem jakims biologiem...
czwartek, 10 kwietnia 2008
PROBY
Czy to typowe dla Meksyku, ze ludzie wystawiaja sie na probe? A moze to "ogolnoludzkie"?
Ojciec, ktory zmusza swoich czterech synow, zeby poszli na ksiezy, przy czym skrycie liczy na to, ze sie zbuntuja... Dziewczyna, ktora odrzuca kochanka, nieakceptowanego przez rodzicow, ma nadzieje, ze porwie ja z domu rodzinnego... po kilkudziesieciu latach nadal tkwi w niej iskierka urazy, ze sie wtedy nie zbuntowal...
DLACZEGO TE LENIE NIE PRACUJA?
"żyjemy w przekonaniu, że praca musi boleć. Jeśli szef wchodzi do biura i słyszy śmiech swoich podwładnych na korytarzu, zaraz zadaje sobie pytanie: "Dlaczego te lenie nie pracują?".
(...) Musimy demonstrować, jak bardzo cierpimy i spędzać w pracy wiele godzin, by udowodnić, że dobrze wykonujemy swoje obowiązki. Ten sposób myślenia wywodzi się z kalwinizmu i cechował pierwszych amerykańskich osadników."
wtorek, 8 kwietnia 2008
BAL U AMBASADORA - UWAG KILKA
Po koncercie w misji.pl mam nowego kolege - ambasadora Gruzji. Ucieszyl sie, ze moglismy sobie pogawedzic po niemiecku, bo melomanem chyba nie byl. Mnie tam Chopin wzrusza, jak mysle, o pokoleniach emigracyjnych wizualizujacych sobie placzace wierzby pod jego wplywem...
Smiesznie bylo, kiedy organizatorka koncertu przybiegla nagle i z szalenstwem w oczach rzucila sie na liste gosci: Och, wpuscilyscie go??? On nie ma wstepu na moje koncerty i on doskonale o tym wie! Po co sie tu pcha?! Znalazla go i wyrzucila. Haha, takie polskie smaczki:)
Na bankiecie podali koreczki... z samego kabanosa. Moze niezbyt wykwintne, ale jakie pyszne!!!
Szkoda tylko, ze srednia wieku byla powyzej 60tki;)
ORGANIZEJSZYN OD SRODKA
poniedziałek, 7 kwietnia 2008
PODNOZEK!
Moi Drodzy, jako osoba niskopienna, dorobilam sie w koncu podnozka przy biurku! Zawsze o takim marzylam:)
niedziela, 6 kwietnia 2008
GDZIE SIE PODZIAL TEN BOZON???
Byc w Genewie i nie zobaczyc akceleratora? Nie, to nie uchodzi. Dlatego kiedy CERN otworzyl swoje podwoje dla mas mimo poimprezowego nastroju, wstalismy o 7 rano i ustawilismy sie w dlugiej kolejce po bilety, zeby zobaczyc kawalek podziemnej rurki.
Nawiasem mowiac, nie kazdy pragnie zwiedzic CERN... ostatnio odwozilismy pewna mloda studentke z Austrii, ktora stwierdzila co nastepuje: Och, ja nie wiedzialam w ogole co to jest CERN, nie jestem jakims biologiem, czy cos. Wlasnie.
Rurka zakreca. W srodku pedzi zapewne jakas szalona czasteczka, zeby zderzyc sie z inna. W lecie CERN ma przeprowadzic ogromny eksperyment, ktory na reszcie pokaze czy Bing Bang byl, czy tez go nie bylo. Dziennikarze 20 minut i Niebieskiego Poranka - darmowych gazet w Genewie - strasza, ze jak cos nie pojdzie, to cala Ziemia zniknie w genewskiej czarnej dziurze.
Troche dziwnych rurek przy LHC.
czwartek, 3 kwietnia 2008
BEZ BUTOW
Czekalam dzisiaj na wode do sal, ktora zamowilam dzien wczesniej. Juz prawie 9, rozpoczecie szkolenia, ludzie widac lypia po katach, napiliby sie czegos pzed wysilkiem umyslowym, a wody nadal nie ma. Dzwonie do administracji dwukrotnie, w koncu po 9, zjawia sie laskawie pan z wozkiem. Kiedy sugeruje pani w administracji, ze moze byloby latwiej, szybciej i efektywniej gdybym to ja dzwonila bezposrednio do pana z wozkiem, mowi lekko obrazonym tonem, ze to niemozliwe, bo wszystko musi przejsc przez nia. Szkoda jeszcze, ze nie musze wczesniej zdobyc trzech podpisow swojego szefostwa z Montrealu.
Organizacje tego typu dzialaja ponoc podobnie jak administracja rzadowa. Najzabawniejsze jest to, ze sami sie zabawiaja w doradzanie firmom jak maja "uproscic biznes". Szewc bez butow, koniom lzej.