Wczoraj na kolacje zaprosil nas szef V., a przynajmniej "jeden z", bo ja do konca tej ich herarchi nie lapie. Oprocz nas byla jeszcze jedna parka, Francuz i Szwajcarka z Lucerny. Dzieci poszly spac, kominek iskrzyl a my sobie jedlismy jakas lekka zapiekanke, tiramisu, sery i popijalismy winko w ich pieknym domu na wzgorzu. Byla zabawnie i nawet rozmawialam z nimi po francusku - chyba sie rozkrecam:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz