wtorek, 25 grudnia 2007

PORANEK PREZENTOWY

Pierwszego Dnia Swiat pol dnia trwalo rozpakowywanie prezentow. Od najmlodszego, do najstarszego. Hmm, zawsze to ja bylam «dzieckiem w rodzinie», a teraz wyszlo na jaw, ze jestem starsza nawet od V., co bylo chyba nowoscia dla starszyzny plemiennej. Czyli za mna odpakowywali swoje wina, skarpetki, krawaty, komiksy, ksiazki, szale, dzemy, srebrne krzeselka do kolekcji (dla dziadka, ex inzyniera w fabryce krzesel), kolorowe jajka do kolekcji (dla babci) juz tylko rodzice i dziadkowie. Poczulam sie staro.


Ale prezenty byly calkiem na miejscu:
- perfumy (moje ulubione J'adore),
- ksiazki (jedna to historia Polski po francusku. V. juz konczy czytac i przychodzi do mnie z roznymi odkryciami, typu "wiesz, ta krolowa tak smierdziala, bo cos jej zostalo w brzuchu po porodzie, ze ludzie nie mogli z nia wytrzmac w jednym pomieszczeniu"),
- wiertarka (to bylo chyba dla V.;),
- orchidea do wlasnorecznego hodowania (tak, wiem, ze jej czas bedzie krotki, ale zapewniam, ze chwile spedzone z nami beda bardzo intensywne)
,
- chinska szpila do wlosow (brat G. wlasnie wrocil z Chin, zrobil na ciotkach wrazenie, kiedy mezczyzni podostawali spinki do mankietow od Louisa Vuittona... oczywiscie tego chinskiego:),
- krwistoczerwony lakier do paznokci,
- jakies sprzety kuchenne, skrzyneczki, banki choinkowe, woreczki haftowane, pompke do roweru a takze obietnice nowego obiektywu oraz bardzo mily czek od dziadkow:)


Brak komentarzy: