Dotychczas moim najwiekszym osiagnieciem bylo pojechanie po ziemniaki do sklepu w Porebie, kiedy to okazalo sie, ze jestem jedynym uczestnikiem grilla, ktory jeszcze nie mial alkoholu w ustach (od tej pory zawsze zaczynam od dzialan o charakterze prewencyjnym...). Co jechal samochod, to przystawalam na poboczu. A dzisiaj... tadadada... sama wrocilam samochodem z Genewy do naszej wioski (tzn V. nadal siedzial obok i komenderowal, ale ja dzielnie kierowalam i nawet zmienialam biegi od czasu do czasu). Rezulat:
- zero potraconych rowerzystow
- zero przejechanych czerwonych swiatel (pieszym tez sie udalo)
- nadal dzialajace sprzeglo. Ha!
środa, 12 grudnia 2007
EASY RIDER
o 20:48
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Czyli nuda :)
No racja, nuda. Co za cudowne uczucie - nudzic sie prowadzac samochod, haha... a tak serio to nie opanowalam jeszcze zmiany swiatel z krotkich na dlugie i vice versa, wiec kiedy usilowalam to zrobic, wlaczylam kilkakrotnie migacz w lewo, po czym jednym kolem pojechalam po ziemniakach, czy innych zbozach. No ale to i tak mini zbrodnia, zwazywszy, ze ja w ogole nie powinnam wchodzic na poklad samochodu od strony kierowcy;)
Tzn to bylo jak wracalam z farmy przez pola buraczane.
a poreba to byla u mnie! fajnie bylo... jedziemy na sylwestra znowu, moze wpadniecie?
rotos
Bardzo bysmy chcieli, ale V. ma tylko kilka dni urlopu i pewnie bysmy nie zdazyli obrocic buuu.
Zreszta nie mamy na razie zadnych planow Sylwestrowych... ale najfajniejsze wyplywaja zawsze w ostatniej chwili - przynajmniej na to licze.
Prześlij komentarz